niedziela, 21 października 2012

UTKNĘŁAM

Utknęłam  w jakiejś czasoprzestrzeni, w której czas biegnie szybciej. Wykrawam małe chwile na hobby i chwilowo zamieniłam druty na szydełko - moje dawne szaleństwo. W związku z zamówieniem na szydełkowy obrus, nie ma czasu na wiele. Niby już zrobiony, ale okazało się, że trzeba jeszcze dorobić 10 cm. Obrus jest duży, bo obecnie mierzy 165/95 cm i prezentuje się tak:


Już myślałam, że go nie zacznę. Wzór jest po francusku a ja tego języka totalnie nie znam. Dobrze, że kiedyś już robiłam mniejsze serwety na szydełku, to po dwudniowej zadumie w końcu wykombinowałam jak się go zaczyna. Obecnie przebiega jego mała poprawka.
W międzyczasie powstał jeszcze kocyk dla Marsjanki, bo coś usilnie stara się wydostać na ten świat, chociaż to jeszcze nie czas. Siostra nie może zdecydować się na imię, więc obecnie moja siostrzenica nosi imię - Marsjanka, bo przebywa w takim "kosmicznym" środowisku.
Jak prezent zostanie wręczony i niunia nim opatulona to obiecuję zdjęcia.
A teraz czas na kolejne moje Szaleństwo. Tak, tak... mało mi było drutów, szydełka, zabawy filcem... Po tym wszystkim przyszedł czas na maszynę do szycia. Ostanie miesiące to czas urodzinowo-imieninowy i w ramach otrzymywania prezentów zarządziłam składkę na maszynę. Dzięki kochanej rodzinie, mężowskiej ciężkiej pracy i zamówieniu na obrus kwota pozwoliła na zakup Singera 4423. Konsultacji w tej dziedzinie zaciągnęłam u Intensywnie Kreatywnej, za co ogromnie jej dziękuję.Nigdy nie szyłam na maszynie, ale jak się ma super sprzęt to i nauka jest łatwiejsza. Pierwsza, prototypowa spódnica chyba pójdzie do kosza. Materiał koszmarnie się siepał, jak nie mam bladego pojęcia o szyciu, a zanim opanuję rozmiarówkę Burdy to minie jeszcze jakiś czas. Po pierwszej porażce podeszłam do sprawy metodycznie. Zmieniłam materiał, zakupiłam odpowiednie igły do dzianiny, zmniejszyła rozmiar z Burdy, kroiłam pomalutku, fastrygowałam, fastrygowałam, fastrygowałam.... i ta dam!!! powstała spódnica nr 2. Mam nadzieję, że noszalna. Góry Wam nie pokarzę, bo raczej powinna być zasłaniana. Suwak nie do końca wszyty jak trzeba. Wymaga nieco zasłaniania, ale bedę nosiła i tyle, a oto delikwentka:



Oczywiście Pan B. nie poinformował mnie o artystycznym zmarszczeniu golfu na wysokości klatki, ale trudno. Zdjęcia są jakie są. Wiem, że marszczy się tu i tam, ale już bardzo ją lubię. To nowe szaleństwo jest bardzo przyjemne:) Drutów oczywiście nie porzucam bo wydają mi się bardziej przyjazne:) jak tylko znajdę gdzieś jakieś rezerwy czasu, to powstaną sweterki, ale chwilowo motki czekają cierpliwie w "skrzyni skarbów", ale już niedługo...niedługo... mam nadzieję
Pozdrawiam Was cieplutko i do następnego...

....a zapomniałam powiedzieć, że moje maleńswo już nie takie maleńkie...