środa, 5 grudnia 2012

NETOPEREK I... JEST NAS WIĘCEJ

Wiem... wiem.. nic nie mam na swoje usprawiedliwienie.
Dziergam na drutach, szydełku, szyję... tylko mam ciągły problem ze zdjęciami. Wracamy z Panem B. późno do domu i takie tam...
Już się więcej nie tłumaczę, tylko pokazuję to co mam obfocone.
Ostatnimi czasy powstał NETOPEREK wg wzoru TOTO by Izuss1.


Nie robiłam go w kawałkach, tylko wszystko razem. Tak wygląda rękaw z dodawanymi oczkami:

Zszyty jest na boku i wzdłuż wewnętrznej części rękawa szydełkiem, celowo po prawej stronie. Chodziło mi by szew był widoczny i grubszy.
Zrobiłam go a drutach 3,5 mm. Zużyłam 2 motki Divy ALIZE. Nosi się świetnie.

A mam jeszcze jedno ogłoszenie - Proszę Państwa od 17 listopada jest nas o jedną, przecudną osóbkę więcej.
Oto kto znajdował się w dwupaku, ale już jest z nami:
Kochana Istotka -BASIA, CÓRECZKA MOJEJ NAJMŁODSZEJ SIOSTRY:)
Ciocia udziergała kocyk ( i znowu dzięki opisowi Izy, której chyba powinnam odpalić jakąś działkę za wzory, bo jest dla mnie nieustającą inspiracją).
Basiuni kocyk się chyba podoba.


WITAJ KOCHANIUTKA WŚRÓD NAS I GRATULACJE SIOSTRZYCZKO:))))

wtorek, 30 października 2012

niedziela, 21 października 2012

UTKNĘŁAM

Utknęłam  w jakiejś czasoprzestrzeni, w której czas biegnie szybciej. Wykrawam małe chwile na hobby i chwilowo zamieniłam druty na szydełko - moje dawne szaleństwo. W związku z zamówieniem na szydełkowy obrus, nie ma czasu na wiele. Niby już zrobiony, ale okazało się, że trzeba jeszcze dorobić 10 cm. Obrus jest duży, bo obecnie mierzy 165/95 cm i prezentuje się tak:


Już myślałam, że go nie zacznę. Wzór jest po francusku a ja tego języka totalnie nie znam. Dobrze, że kiedyś już robiłam mniejsze serwety na szydełku, to po dwudniowej zadumie w końcu wykombinowałam jak się go zaczyna. Obecnie przebiega jego mała poprawka.
W międzyczasie powstał jeszcze kocyk dla Marsjanki, bo coś usilnie stara się wydostać na ten świat, chociaż to jeszcze nie czas. Siostra nie może zdecydować się na imię, więc obecnie moja siostrzenica nosi imię - Marsjanka, bo przebywa w takim "kosmicznym" środowisku.
Jak prezent zostanie wręczony i niunia nim opatulona to obiecuję zdjęcia.
A teraz czas na kolejne moje Szaleństwo. Tak, tak... mało mi było drutów, szydełka, zabawy filcem... Po tym wszystkim przyszedł czas na maszynę do szycia. Ostanie miesiące to czas urodzinowo-imieninowy i w ramach otrzymywania prezentów zarządziłam składkę na maszynę. Dzięki kochanej rodzinie, mężowskiej ciężkiej pracy i zamówieniu na obrus kwota pozwoliła na zakup Singera 4423. Konsultacji w tej dziedzinie zaciągnęłam u Intensywnie Kreatywnej, za co ogromnie jej dziękuję.Nigdy nie szyłam na maszynie, ale jak się ma super sprzęt to i nauka jest łatwiejsza. Pierwsza, prototypowa spódnica chyba pójdzie do kosza. Materiał koszmarnie się siepał, jak nie mam bladego pojęcia o szyciu, a zanim opanuję rozmiarówkę Burdy to minie jeszcze jakiś czas. Po pierwszej porażce podeszłam do sprawy metodycznie. Zmieniłam materiał, zakupiłam odpowiednie igły do dzianiny, zmniejszyła rozmiar z Burdy, kroiłam pomalutku, fastrygowałam, fastrygowałam, fastrygowałam.... i ta dam!!! powstała spódnica nr 2. Mam nadzieję, że noszalna. Góry Wam nie pokarzę, bo raczej powinna być zasłaniana. Suwak nie do końca wszyty jak trzeba. Wymaga nieco zasłaniania, ale bedę nosiła i tyle, a oto delikwentka:



Oczywiście Pan B. nie poinformował mnie o artystycznym zmarszczeniu golfu na wysokości klatki, ale trudno. Zdjęcia są jakie są. Wiem, że marszczy się tu i tam, ale już bardzo ją lubię. To nowe szaleństwo jest bardzo przyjemne:) Drutów oczywiście nie porzucam bo wydają mi się bardziej przyjazne:) jak tylko znajdę gdzieś jakieś rezerwy czasu, to powstaną sweterki, ale chwilowo motki czekają cierpliwie w "skrzyni skarbów", ale już niedługo...niedługo... mam nadzieję
Pozdrawiam Was cieplutko i do następnego...

....a zapomniałam powiedzieć, że moje maleńswo już nie takie maleńkie...



wtorek, 31 lipca 2012

HURTOWO...

Ja to oczywiście do systematyczności blogowej się nie zmuszę. Łapię tylko takie chwile, gdy z rzeczywistości wyrywają mnie niespodziewane okoliczności. Dzisiaj znalazłam czas, ponieważ synka dopadła jakaś żołądkowa wirusówka, więc siedzimy w domu. Dopadłam też fotografa w osobie mojego kochanego "dwupaczka" z poprzedniego postu. Siostra zabrała się do pracy ostro i powstała sesja fotograficzna ostatniego "urobku". Dzisiaj mało słów dużo obrazków. Zapraszam:

MARYNARSKI kardigan na pierwszy ogień. W końcu mamy lato:)



Włóczka Jeans YARN ARTu, druty 3,5 mm i 17 guziczków. Wzór to oczywiście RUBY effci.

Dwa to SORBET by Izzus. Na taką bluzeczkę miałam ochotę już dawno. Już zaczęłam nawet główkować nad wzorem, a tu niespodziewanie Iza zamieściła na blogu coś co było spełnieniem moich marzeń. Stwierdziłam więc, że po co wyważać otwarte drzwi, jak mam wzór podany na talerzu. Dziękuję Ci Izo ogromnie:))))



Włóczka - DIVA Missisipi ALIZE, która pokochałam niezwykle. Dzianina jest świetna na lato, chłodniutka i przemiła dla ciała. Kolory obłędne. Szkoda, że zdjęcia tego nie oddają. Dużo bardziej podoba mi się sposób jej farbowania niż w nitkach BD. Niestety skopałam troszkę bluzeczkę, bo za mocno ją rozprasowałam i dekolt jest zbyt duży. Wymyśliłam więc noszenie jej na jedno ramie.

Z końcówek włóczki po marynarskim powstała jeszcze jedna bluzeczka, nazwana przeze mnie OLIMPIJKĄ, bo zrobiłam ją podczas oglądania otwarcie olimpiady i następnego dnia. Powstała więc w tempie błyskawiczny. Projekt własny, choć nie ciasny. Chodziło tylko o wykończenie resztek nicie a wyszło całkiem fajnie. Przy robieniu góry dodałam tylko oczka na poszerzenie części z rękawkami i wyszły takie śmieszne bufki. Na szczęście nie są zbyt wielki i nie wyglądam jak paker:)



Jedyną jej ozdobą są lewe oczka na kawałku dekoltu. Olimpijka jest prosta do bólu.
Zdjęcia robione były jeszcze z mokrą dzianiną. Śmiesznie było i przyjemnie zarazem, w  taki upał założyć na ramiona jeszcze lekko mokrawą bluzeczkę. Muszę powiedzieć, że to niezła ochłoda :)

I na koniec obiecana Dhalia z poprzedniego wpisu. Tu należy docenić mój hart ducha, bo w takim upale robienie zdjęć w grubym sweterku groziło ugotowaniem. Ale dzielna byłam i zdjęcia są:



Włóczka to zwykły akryl, więc totalnie się nie blokuje. Sweter potraktowałam żelazkiem, ale i to niewiele dało. Dzisiaj dochodzę do wniosku, że samą gładką część powinnam zrobić na większych drutach i byłoby lżej. Nie narzekam jednak, bo sweterek bardzo lubię i jak tylko jest zimniej noszę bardzo chętnie.

Na dzisiaj i jakiś czas to wszystko. Systematyczności nie obiecuję i zmykam oglądać Naszych siatkarzy, bo jeszcze mecz przegrają:)

Dobrego Dnia


piątek, 13 lipca 2012

OGROMNE ZALEGŁOŚCI

Jakoś to moje blogowe życie odjeżdża mi strasznie w siną dal. Trudno się zmobilizować i problemy techniczne zniechęcają. Mój domowy, stacjonarny komputer nadaje się już prawie na złom. Pisać posty na nim to mordęga niesamowita. Dzisiaj Pan B. zostawił mi laptopa i uffffff jaka ulga. Literki niepozjadane, zdjęcia w mig wczytane... sama przyjemność. Poza ty końcówka urlopu, więc obiecałam sobie, że nadrobię blogowe zaległości. Oto one:
Po pierwsze tunika, wydziergana już chyba ze dwa miesiące temu, zwana ŻABKĄ z racji koloru:


Przepraszam, za ten tyłek, ale chciałam pokazać ogony. Lubię ją, noszę (jak zobaczyłam zdjęcia, to od tamtej pory obowiązkowo z koszulką pod spodem), tylko coś pogoda właśnie zmieniła oblicze z letniej na bardziej jesienne.
Robiona z bawełny Virginia, 2,5 motka na drutach 3,5. Wzór własny :)

Po drugie powstały dwa sweterki nazwane RAZ-DWA-TRZY, bo robi się je szybciutko i bezproblemowo.
Pierwszy, zrobiony dla mojej najmłodszej siostry - kochanego dwupaczka:


Zdjęcia na naszym wspólnym urlopie, nad morzem. Te okulary to zmyłka. Młoda chciała pokazać, że lato jest, bo po aurze na plaży w Łebie, jakoś tego nie było widać.
Drugi powstał dla Mikrusi, czyi szwagierki Młodej:

Oba z grubej włoczki. Poszło po dwa motki i druty 5 mm. Chodziło o maksymalną prostotę. Od Mikrusi w zamian za sweterek dostałam przepiękną serwetkę do koszyka na chleb i książkę. Zajrzyjcie do niej na bloga, a zobaczycie co ona wyczynia igłą :)

Ostatnimi czasy powstała również DAHLIA, na fali popularności. Zapragnęłam jej i ja. Żałuję tylko, że zrobiłam ją z akrylu, bo nijak nie da się zablokować. Niestety tradycyjnie zdjęcia w innym terminie. Potrzebuję fotografa i natchnienia do pozowania. Chwilowo obu czynników brak.

Pozdrawiam Was cieplutko w ten piękny, choć chłodny dzień.

P.S. Mam małą prośbę. Poszukuję pilnie wzoru na prostokątny lub owalny obrus o wymiarach 140x220 cm. Przekopuję internet, coś tam znalazłam, ale potrzebuję rad doświadczonych dziewiarek. Gdybyście mogły podzielić się wzorem i podpowiedzią co do ilości nici i z czego to dziergać, byłabym wdzięczna. Może być wzór na szydełko a może być na druty.

sobota, 5 maja 2012

MY TREASURE and MGIEŁKA

Dobrze, że w moim chwilami "popapranym" życiu, spotykam na swojej drodze dobrych ludzi. Ostatnie lata i dni nie są do końca dobre. Końca kłopotów nie widać. Dziękuję każdego dnia Bogu za męża zwanego Miśkiem (gdyby nie on nic nie miałoby sensu), za synka, który jest dobry, tak po dziecięcemu, za tatę bo po prostu jest, za siostry, które zawsze są obok i trzymają mnie w pionie.... i za ludzi takich jak Dorota. Obiecałam, że nie powiem kto to, więc dotrzymuję słowa jednak w tym miejscu DZIĘKUJĘ CI DOROTKO OGROMNIE!!!
Gdyby nie Ona, nie powstałyby te sweterki, które dzisiaj chcę wam pokazać. To od niej, tak bezinteresownie, dostałam na nie włóczki. Nigdy nie miałam w ręku czegoś tak pięknego i delikatnego (ani tak drogiego). Kid Moher i włóczka z jedwabiem. Ręce same rwały się do pracy. Najpierw powstał mój TRESURE - jak powiedziałby Golum z Władcy Pierścieni. Zrobiłam go na święta Wielkanocne i nie mogłam się doczekać założenia.



Krój to zwykły Ogoniasty, ale przy tak pięknej włóczce nie chciałam psuć piękna włóczki niczym dodatkowym. Połączyłam Kid Moher z jedwabiem. Sweterek jest tak delikatny, że trzymam go złożonego na półce jak prawdziwy skarb. Leży na wierzchu wszystkich ciuchów jak król. Jedyną jego ozdobą są makaroniki, jak nazwała je Intensywnie Kreatywna, której blog podczytuję. Zajrzyjcie, mam dziewczyna talent i wyobraźnię. Polecam.
Siostra podpowiedziała mi by zapinać sweterek tylko na jedno ramię i to było to. Zastawiałam się jak go nosić zapiętego i już miałam wszywać guziczki po obu stronach, ale nie trzeba. Ten sposób jest super.
Kłębuszków Kid Moheru było sporo, więc z reszty zrobiłam jeszcze Mgiełkę. Szybki i łatwy sweterek, taki do złapania w letni wieczór.

Nic niezwykłego a cieszy :)
Jak widzicie na głowie wieje nudą, koczka nie ma. Z niewyjaśnionych przyczyn, tej wiosny straciłam połowę włosów  i nie ma z czego go robić. Włosy musiałam ściąć by dać im trochę odpoczynku. A tak ostatnio chciałam by były długie i ładne ..... buuuuuuuuuuuuuu

Na koniec dziękuję Wam Drogie Współdziergaczki, za to że jesteście. Ten świat robótek wciągnął mnie i dał dużo dobrej energii. Znalazłam w nim to czego brakuje mi po przekroczeniu progu domu, gdy wychodzę w realny świat - dobro, sympatię, akceptację i pasję.
DZIĘKI :)
P.S. Z sesji balkonowej pozostała jeszcze do pokazania tunika, ale to kiedyś, później....

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

GRANACIK

Znowu długa przerwa w blogowaniu. Jakoś rzeczywistość wciąga i trudno się z niej wydostać. Może jeśli słonko będzie już dłużej zaglądać w okna wykrzeszę z siebie troszkę więcej energii.
Sweterek, który dzisiaj chciałam Wam pokazać zrobiłam już z miesiąc temu. Najpierw nie mogłam tradycyjnie zrobić zdjęć, a potem leżały w aparacie nieprzyzwoicie długo. Na szczęście nastąpiła mobilizacja i dzisiaj mogę pokazać wynik zmaga z oporną materią. Poddałam się robiąc NESPELEMA i po raz pierwszy odzyskiwałam włóczkę. Moje wysiłki powiodły się i włóczka wygląda całkiem dobrze a robiona z niej dzianina nie nosi śladów prucia. Bardzo się ucieszyłam, bo miałam ogromną ochotę na granatowy kolor dzianiny, a obecnie nie mam kasy by ponownie kupić włóczkę. Przedstawiam Wam GRANACIK:



Wzór pochodzi ze strony AUSTERMANN model 27 i jak zwykle nic nie pasowało, wszystko wychodziło dużo za duże. W ostateczności zainspirowałam się tylko kształtem i dodałam własne rozwiązania. W oryginale sweterek nie miał pęknięcia na boku przez które przekłada się jeden ze sznurków. Nie dało się więc jakoś logicznie go zamotać. Już myślałam, że znowu sweter do szafy, ale postanowiłam zadziałać i zrobiłam dziurę w już zrobionej dzianinie. Udało się i teraz spokojnie można go zaplątywać w pasie. Cieszę się też nieustannie umiejętnością dziergania rękawów od góry, bez zszywania. Jeszcze niedawno unikałam jak ognia takich modeli, bo koszmarem było dla mnie robienie podkroi pach. Do dzisiaj tego nie umiem i denerwuję się tym bardzo. Ogromnie bym chciała kiedyś być na jakichś warsztatach by się tego w końcu nauczyć. Jednak ani nie mam gdzie, ani nie mam za co. Ale to nic. I tak jak sobie pomyślę ile nauczyłam się przez ostatnie dwa lata korzystając tylko z internetu to i tak jestem z siebie (nieskromni mówiąc, ale co mi tam) DUMNA.
Przepraszam Was za minę na zdjęciu, ale jakoś słonko raziło a mnie brała jakaś chorość.
Dane techniczne:
włoczka ALIZE Lanagold fine, 3 motki
druty 3,5 mm.
Lubię, noszę i polecam do dziergania.
Przez ten miesiąc zrobiłam jeszcze dwa sweterki, ale jak zwykle zdjęć brak. Postaram się, postaram ... obiecuję. Głupio mi, że blog mam, a jakby go nie było. Pamiętam sama z początków dziergania, a i teraz jest podobnie, że bardzo czekałam na wpisy w ulubionych blogach. Przepraszam wszystkich, którzy lubią tu jeszcze zaglądać, że tak bardzo się zaniedbałam w blogowaniu. W dodatku nie mogę powiedzieć, że nie mam co pokazywać. Bo mam, a to nowe sweterki, a to nowe bransoletki...
Muszę, muszę, muszę bardziej się zmobilizować.
Na dzisiaj to tyle, pozdrawiam Was i życzę miłego tygodnia :)